poniedziałek, 27 sierpnia 2012

O pisaniu, I.

Witam wszystkich, którzy zabłądzili tu przypadkiem lub też weszli z premedytacją na własne ryzyko i odpowiedzialność ;)

W poprzednich postach jak i w przyszłych postaram się nakreślić opowieść o czymś, co już od dłuższego czasu siedzi w mojej głowie i domaga się ujścia w formie pisemnej (bo w innej nie umiem, a szkoda). Jak pewnie zauważyliście każdy kolejny wpis jest niejako kontynuacją poprzedniego i w taki sposób, póki co, zamierzam tutaj pisać.
Oczywiście, żeby nie robić z tego blogu monotematycznego nudziarstwa, postaram się od czasu do czasu zamieszczać opowiadania-przerywniki oraz dywagacje na różne tematy.
Muzyczka, do której linki widnieją na końcu prawie każdego rozdziału jest jak najbardziej do słuchania, a zamieszczam ją po to, żeby odtworzyć klimat pisania. Czasem piszę w ciszy, jednak przy pewnych utworach idzie mi to o niebo sprawniej.
Zdjęcia są z mojej ulubionej kategorii (czyt. surrealnej) i chcę, żeby dodatkowo oddawały to, co chcę przekazać.
Czekam również z niecierpliwością na Wasze uwagi, komentarze oraz porady, drodzy czytelnicy.
Pozdrawiam (dobra)nocnie i do następnego przeczytania. :)

Anna.

Dwie siostry / Two sisters.

                                           Photo by: Anka Zhuravleva


Till o wyglądzie zachmurzonego wilka, nie zamierzał tolerować takiego zachowania we własnym domu.
- Dość! - krzyknął i wziął małą Rosmarine na ręce. - Wynoś się z tego domu, ale to już!
Bluszcz, niewzruszona, dalej siedziała na swoim miejscu, zalewając się łzami. Nie było jednak słychać żadnego szlochu ani krzyku, tak jakby łzy spływały po policzku z kamienia. Znachorka wyglądała niczym niewzruszony pomnik i ten widok jeszcze bardziej rozgniewał gospodarza.
Mężczyzna chciał uderzyć starą kobietę, która sprawiała wrażenie obłąkanej. Skąd ona się wzięła? Jakim prawem mówiła takie rzeczy w sypialni ich córeczki, co to wszystko miało do cholery znaczyć?
Przede wszystkim jednak Till bardzo mocno pragnął zapomnieć o tym, co przed chwilą usłyszał. Słów Bluszcz nie dało się jednak cofnąć. Wydawało się, że wiszą nad ich głowami niczym lepka, ogromna pajęczyna.
- Till, proszę cię... - wyszeptała Kloe, ale jego już nie było. Trzaśnięcie drzwi wejściowych oznajmiło, że nie miał zamiaru szybko wracać. Kobietom mignęła w oknie jego zamaszysta postać oraz czerwony kocyk, którym owinął małą. Śnieżyca pochłonęła ich oboje.
Kloe stała nieruchomo obejmując się w talii niczym mała, zziębnięta dziewczynka. Bluszcz, po kilku minutach krępującej ciszy, rzekła:
- To jest to, co zobaczyłam. Nic ponadto, ani nic pomiędzy. Tylko to. Bardzo mi przykro.
- Napije się pani herbaty? - zapytała nagle Kloe, nie wierząc w to, co robi.
- Chętnie. - Bluszcz jakby na to czekała. - Z miodem i cytryną, poproszę.
Staruszka posłusznie poczłapała za gospodynią, ale przedtem jeszcze raz, ostatni, omiotła wzrokiem sypialnię Rosmarine i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Później, skrępowana, długo stała w progu kuchni, nie bardzo wiedząc, czy się odezwać, czy może pójść sobie bez słowa.
Kloe parzyła herbatę i przygotowywała porcelanowe, zdobione w niebieskie liście kubki. Od czasu do czasu stawała zamyślona w połowie drogi; Bluszcz obserwowała ją z zadumą, śnieg sypał za oknem coraz mocniej. Wieczór gęstniał. Pachniał miodem, gorącą herbatą i niedopowiedzeniami.
Kloe wzięła Bluszcz za rękę i usadowiła przy stole, podając kubek. Sama usiadła naprzeciw niej, czekając na dalszy ciąg opowieści. To, co usłyszała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
- Jesteś w ciąży. Oczekuj w grudniu dziewczynki. Bardzo słabej, prawdopodobnie kaleki. To, jak dasz jej na imię, zależy już od ciebie. Nie będzie to dziecko niezwykłe, dlatego moja rola tu się kończy.
- Nie wiem co powiedzieć... - głos Kloe brzmiał teraz jak coś obcego i w zupełności nie pasującego do uroczego wystroju kuchni.
-  Czy masz papierosa? - zapytała znienacka Bluszcz - Wiem, że nie powinnam palić, tym bardziej przy tobie, ale ten dzień niemożliwie mnie wykończył. Sama rozumiesz Kloe... Trochę mnie te wizje zniesmaczyły.
- Tak, gdzieś tu miałam paczkę na czarną godzinę... - odparła kobieta otwierając szufladę po swojej lewej stronie - Możesz palić ile chcesz. Mnie ten dzień zniesmaczył na tyle, że wszystko jest mi teraz obojętne. Kontynuując wątek: urodzę kolejną dziewczynkę i będzie ona zwykłym dzieckiem, a nawet kalekim. A co z Rosmarine? Będzie czuła się związana z siostrą?
-  Będzie. Ale tak jak mówię, moja rola tu się kończy. Zajmuję się "styczniowymi maleństwami". Inne od dawna nie wchodzą w rachubę.
Znachorka powoli zaciągnęła się i z wprawą wiekowej palaczki, wypuściła dym.
- Dziwne... Zabrałaś mi dzisiaj nadzieję i dałaś kolejną; zabiłaś i przywróciłaś do życia moje dzieci; wkurzyłaś na dobre mojego męża, a wszystko zdarzyło się niespełna w godzinę. I do tego ta śnieżyca. Jesteś chyba nie z tego świata, Bluszcz. - powiedziała Kloe ściskając mocniej kubek i parząc sobie przy tym opuszki palców.
- Z tego świata, nie z tego, normalna czy nienormalna, to nie ma nic do rzeczy. I nie zmienia faktu, że już dawno powinno mnie tu nie być. Kochana, czy możesz dolać mi więcej tej cudnej herbaty? Naprawdę nadzwyczajna.
- Jasne. - odparła Kloe i wstała od stołu.
Gdy znów odwróciła się w stronę Bluszcz, tej już nie było, a na spodku, tuż obok pustego kubka, tlił się niedopalony papieros.

***

English version soon.

http://www.youtube.com/watch?v=aZp8u6zpGX0

sobota, 25 sierpnia 2012

Sen Kloe / Kloe's Dream.

 
                                              Photo by: Alastair Magnaldo


Till i Kloe Cedrowie mieszkali w miasteczku Nebelin, o którym można by rzec, że było dużą wsią i nikt by się na to nie obraził. Nebelin, położone przy dawnej granicy polsko-niemieckiej, słynęło z lasów, bagien oraz mgły, która spowijała ów miejsce niczym futrzany szal otulający szyję starszej kobiety. Ten dystrykt Królestwa Europy Środkowej uchodził za najbardziej mroczny, gdyż wiele terenów było niezamieszkanych, a część z nich stanowiły wymarłe miasta, w których schronienie znajdywali Odtrąceni. Odkąd w roku 2*7* na północy Królestwa pojawił się masyw górski i Morza Bałtyckie oraz Północne prawie całkiem zniknęły, klimat zmienił się w tak suchy i gorący, że przez jakiś czas w Nebelin rosły drzewka pomarańczowe. Kilkadziesiąt lat później sytuacja nieco się ustabilizowała i powróciły cztery pory roku
strefy umiarkowanej. Wszystkie drzewka tropikalne zamarzły i do tej pory gdzieniegdzie można było napotkać na swojej drodze ich szkielety.
Małżeństwo Cedrów żyło z tego, co dawała im ziemia oraz oszczędności, które zostały po pracy w Królestwie Skandynawii. Oboje, wtedy młodzi i silni, usługiwali na dworze królowej Petunii I i zostali za to sowicie nagrodzeni.
Podczas gdy w Królestwie Skandynawii panowało wiosenne zamieszanie i wszędzie kwitły kwiaty,
mieszkańcy oraz król Europy Środkowej śledzili relacje na żywo z tego cudownego miejsca. Telewizja dotarła tam tego samego dnia, a dziennikarze z zachwytem, który graniczył z histerią, opowiadali o niezwykłości zjawiska oraz że będą informować o wszystkim na bieżąco. Dziwne było to, że oprócz kwiatów nie pojawiły się inne oznaki wiosny, a temperatura powietrza nie przekraczała 0°C. Tym jednak nikt zbyt długo nie zawracał sobie głowy, gdyż estetyczne wrażenia wzięły górę nad wszystkim innym.
Ów wydarzenia miały miejsce na długo przed narodzinami Kloe oraz Tilla, jednak ich matki i babki żyły tamtymi chwilami jakby miały miejsce wczoraj. Till i Kloe, od dzieciństwa karmieni historiami o magicznej, śnieżnej krainie, zdecydowali, każde z osobna, że kiedy dorosną , pojadą do Królestwa Skandynawii i zobaczą wszystko na własne oczy. Tak też się stało.
Po około dziesięciu latach postanowili, już jako para, opuścić Królestwo Skandynawii i powrócić w rodzinne strony. Pewnej wiosny zdecydowali się na dziecko, a w kilka miesięcy później okazało się, że ich potomek będzie dzieckiem niezwykłym.
Najpierw Kloe miała sen, że wychodzi na podwórze i drogę zagradza jej krzak białych oraz czerwonych róż, które rozkwitają na jej oczach. Wzięła jedną z róż do ręki (tę w kolorze białym) i odurzyła ją tak intensywna woń, że aż otworzyła oczy. Till spał sobie smacznie po drugiej stronie łóżka, zupełnie niczego nie
podejrzewając, podczas gdy jego żona miała spieczone policzki i czuła unoszący się w pokoju zapach ich przyszłego dziecka.
Wstała i w swojej mokrej od potu koszuli wyszła na werandę i uważnie rozejrzała się wokół. Jesienne poranki w Nebelin były tak ciche, że można było usłyszeć najmniejszy szmer i hałas, dlatego Kloe nasłuchiwała. Do tej pory przyjmowała ciążę jako coś oczywistego, zaplanowanego i czekała na swojego potomka, jak na kogoś, kto wraca z dalekiej podróży. Dlatego trzeba było godnie przyjąć tego małego podróżnika, dać jej/jemu to, czego potrzebuje, pragnie, o czym marzy. Dziś jednak sen uświadomił Kloe zgoła coś innego. To dziecko nie było jedynie wypadkową małżeńskich planów i wcale nie wracało z dalekiej podróży. Ono jest wielką zagadką i niewiadomą - pomyślała - Mam przeczucie, że rośnie we mnie coś niezwykłego, niepowtarzalnego. Dotknęła swoich kasztanowych włosów i zjechała ręką w stronę brzucha, czule go poklepując.
Zdawało się, że głowa Kloe iskrzyła w świetle porannego słońca niczym aureola. Uwielbiała patrzeć prosto w słońce, nigdy nie brała do serca uwag o jego szkodliwym działaniu. Na mnie działa świetnie - mawiała i stawała na palcach, jakby chciała jeszcze bardziej przybliżyć twarz do światła. Z tego też powodu była przez
własną matkę nazywana złośliwą bestią, ale nieszczególnie ją to wzruszało. Kloe jako mało sentymentalna osoba, kierowała się w życiu głównie pragmatyzmem, dlatego zdziwił ją sen o rozkwitających kwiatach. Nie umiała przyznać, nawet sama przed sobą, że zwyczajnie ją rozczulił. Kimkolwiek jesteś, czekam na ciebie -
wyszeptała i weszła z powrotem do domu.

***

English version soon.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Bluszcz / Ivy.

                                          Photo by: Author unknown


Rosmarine, w trzy miesiące po swoich narodzinach, została poddana szczegółowym oględzinom.
Kloe przyprowadziła do domu znachorkę, która od dawna żyła samotnie na obrzeżach sąsiedniego miasta.
Nikt nie mógł zapamiętać jej twarzy, a z powodu długich włosów w odcieniu zgniłej zieleni, oplatających jej
ciało niczym dziwaczna roślina, nazywano ją Bluszczem.
Znachorka miała kilka darów, o których wiadomo było jedynie wtajemniczonym. Zewsząd przybywali do
niej ludzie z noworodkami oraz dorastającymi dziećmi, żeby dowiedzieć się jaka przyszłość czeka ich
potomstwo. Bluszcz, będąc młodą i początkującą czarownicą, przyjmowała wszystkie rodziny bez wyjątku,
każąc płacić sobie niebotyczne sumy. Z czasem jej wymagania w stosunku do małych klientów rosły;
musiała czuć, że dzieci posiadają przynajmniej jeden szczególny talent, który ją urzeknie i dopiero wtedy
przepowiadała ich przyszłość. U schyłku swojej działalności i życia pod uwagę brała jedynie dzieci o
różowych włosach.
Znachorka miała też drugie osobliwe zastrzeżenie: dla wszystkich różowo-włosych dzieci wybierała imię.  Był to rodzaj chrztu i błogosławieństwa na nową, przepowiedzianą przez nią, drogę życia.
Kiedy szła pod rękę z Kloe, główna ulica zastygła w bezruchu i wyglądała martwo niczym na fotografii. Kloe
zauważyła, że pod stopami znachorki więdną kwiaty, zerwał się też silny wiatr, choć niebo do tej pory było
pogodne. Kobieta niepewnie popatrzyła na Bluszcz, a jej ciało wstrząsnął dreszcz.
- Zawsze tak jest, kiedy wychodzę - rzekła nonszalancko znachorka - Jak idę dalej niż za róg swojej chałupy. Natura się buntuje przeciwko mnie. A może ja jestem zimą? - uśmiechnęła się i spojrzała w stronę młodej kobiety. W tej samej chwili płatek śniegu spadł na nos Kloe.
Dziewczynka leżała w kołysce zrobionej przez Tilla. Włosy małej urosły już na tyle, że wylewały się z
łóżeczka niczym miękkie fale. Bluszcz zauważyła bijące od kołyski światło i patrzyła jak urzeczona. Rodzice
stanęli w drzwiach pokoju; Kloe nieśmiało wsparta o ramię męża, Till z oczami wbitymi w czarownicę.
Dziecko nie płakało, tylko podnosiło rączki, jakby chciało złapać niewidzialną linę.
- Niezmiernie ciekawe życie, niesamowicie ciekawe... - zaczęła znachorka i podeszła bliżej kołyski - Dużo
mocy uzdrawiania, dużo przygód i dobra. Widzę ciepło, lato, piękno... - Bluszcz usiadła na krześle i zaczęła
gładzić włosy dziewczynki. - Podróże w miejsca odwiedzane przez rodziców, poszukiwanie, wieczne szukanie czegoś. Rozwój, później zastój.
Znachorka zamknęła oczy, jej ciało nieznacznie zaczęło się kiwać.
Till przytulił mocniej Kloe, która znowu drżała.
- To dziecko pachnie szczególną rośliną. Ten zapach ma moc uzdrawiania, tak jak i ona... Jak to się
nazywało? - zapytała samą siebie Bluszcz - Rozmaryn? Tak... Rozmaryn. Moja mała Rosmarine. Właśnie to
jest twoje imię. - klasnęła w dłonie i zamilkła.
Pokój wirował i zmieniał kształty. Till i Kloe stawali się coraz mniejsi, oddaleni niczym nieruchome figurki 
z piasku. Po chwili rozpadli się na tysiące cząsteczek, rozpłynęli w zapachu Rosmarine. Olejek eteryczny z
rozmarynu, znachorka poczuła go na swoim starym ciele. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, które wydrążyły
koryto na środku pokoju. Powstała rzeka, w której Bluszcz zażywał teraz kąpieli, patrząc jak powoli tworzy
się na jej powierzchni lód. Gdy ostatnia żywa tkanka kobiety została skuta lodem, jej usta wypowiedziały
rzecz straszną:
- Rosmarine umrze zabita przez kogoś bliskiego.
Za oknem zaczął padać śnieg.

***

English version soon.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Natura i Sztuka / Nature & Art.

                                              Photo by: Oleg Oprisco


Nikt nie wiedział dlaczego po roku 21** na świecie rodziły się dzieci z włosami w kolorze jasnego różu. Nazywano je "styczniowymi maleństwami", gdyż właśnie ten miesiąc wybierały na czas swojego przyjścia. Przed ich narodzinami w środku zimy pojawiały się znaki, które na początku uznawano za anomalia pogodowe albo powtórne przyjście wiosny. W ogrodach rozkwitały drzewa, krzewy z dnia na dzień pokrywały się zielenią, a spod śniegu wyrastały główki kwiatów.
Działo się tak w całym mieście, miasteczku bądź wsi, w której miało urodzić się różowowłose dziecko. Różnica polegała na tym, że w rodzinie wybrańców w sposób dość szczególny zakwitało drzewo, najczęściej to, które rosło od strony ulicy. Na jego pniu pojawiały się białe kwiaty, które z czasem przekwitania stawały się intensywnie różowe. To samo przydarzyło się drzewu w rodzinie Tilla, którego żona Kloe spodziewała się dziecka już siódmy miesiąc.
Małżeństwo zamieszkiwało Królestwo Europy Środkowej, które powstało po połączeniu kilkunastu państw zaraz po zakończeniu Wielkiej Wojny. Od tamtej pory minęło już ponad dwieście lat, podczas których nastąpiło wiele zmian na Ziemi. Świat wokół stał się miejscem przypominającym mieszaninę wszystkich poprzednich epok, z pominięciem tej ostatniej, najbardziej technologicznie rozwiniętej. Ludzie starali się o niej zapomnieć, bo chcieli uniknąć tego, co przyniosła ostatnia wojna. Szczególnie Królestwo Europy Środkowej oraz Królestwo Skandynawii, usytuowane na północy dawnego kontynentu zwanego Europą, starały się żyć w zgodzie z rytmem natury oraz ducha. Coraz więcej ludzi otwierało oczy na istotne sprawy i gardziło, oczywiście do pewnego stopnia, tym co przynosiła nauka. Sztuka, w tym sztuka magiczna, stała w centrum ludzkiego życia, wypełniając dni kolorem, tworzeniem i dobrem.

***

No one knew why after year 21** the children with light pink hair were coming to this world. Others called them "January babies" because that was the only month they could be born. Before their birth in the middle of winter there were signs which were considered as anomaly or return of spring. In the gardens all the trees and plants were becoming green and the flowers were growing from the snow.
It used to happen in the whole city, town or village in which pink-haired baby was going to be born. The difference between chosen family and the others was one special blooming tree, usually growing from the street side so everyone could see it. The tree was blooming first with the white flowers which were becoming pink in the end. This happened one day to the tree of Till whose wife was in seventh month of pregnancy.
Marriage was living in Kingdom of Middle Europe which was community of dozen countries. This Kingdom arised straight after the Great War. Almost 200 years full of changes on Earth passed from that time. World became combination of few previous ages with the exception of the last one which was the most technological developed one. People wished to forget about it and avoid the things brought by the Great War. Especially Kingdom of Middle Europe and Scandinavia Kingdom (situated on the north of old Europe) tried to live with the rythm of nature and spirit. More and more people were opening their eyes on things more important than the science. Art, including the magician art, was the centre of every human being life and was fulfilling it with colours, creation and good.

http://www.youtube.com/watch?v=B35SMfHN5f8

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Królestwo Skandynawii / Scandinavia Kingdom.

                                                                              Photo by: Daniel Merriam


Królestwo Skandynawii, położone tuż za Nowymi Górami, tonęło w mrozie i śniegu. 
Przez cały rok panowała tam sroga zima, a mieszkańcy żyli w domach oraz zamkach z lodu, skoncentrowanych tuż przy pałacu królowej Petunii I. 
Głównym zajęciem Skandynawów było przyjmowanie gości z dalekich krajów, którym zwykle nie mieściło się w głowie życie w lodowym państwie. Królestwo Skandynawii było jednak okazałe i piękne, szczególnie, gdy pewnej zimowej listopadowej nocy zaczęły kwitnąć w nim kwiaty. 
Zdarzyło się to na początku XXII wieku. Mieszkańcy byli bardzo zdziwieni, gdy następnego ranka, po otwarciu oczu, ich źrenice nie zobaczyły jedynie nieskończonej bieli. Wszędzie rozkwitały kwiaty, najczęściej czerwone róże, które wyglądały niczym plamy krwi na nieskazitelnej połaci śniegu. Ówczesna królowa Margit, nie mogła wyjść z zachwytu i oczami wyobraźni widziała tłumy ludzi przybywających z daleka, by podziwiać jej królestwo. 
Wizja Margit nie odbiegała zupełnie od prawdy, ale królowa nie przewidziała, że oto narodziła się godna niej następczyni, którą poddani pokochają miłością bezwarunkową, o Margit zaś zapomną. 
Póki jednak prawda o nowej królowej nie wyszła na jaw, wszyscy głowili się nad wyjaśnieniem fenomenu kwiatów w krainie wiecznych śniegów. Naukowcy, pisarze, czarownicy, zwykli ludzie oraz sama Margit nie mogli logicznie i przekonująco wyjaśnić tego zjawiska. Wszyscy natomiast modlili się w duchu, by trwało ono jak najdłużej.

***

Scandinavia Kingdom located behind New Mountains was frosty and covered by snow. There was a heavy winter throughout the whole year so inhabitants were living in houses or castles made of ice. All the buildings were concentrated around the palace of queen Petunia I. 
Main activity of Scandinavian people was receiving visitors from distant countries who couldn't imagine to live in the Kingdom like this. Apart of their opinions Scandinavia Kingdom was impressive and beautiful, especially since some November night all flowers started blooming. 
It happened at the beginning of XXII century. Inhabitants were very surprised when they opened their eyes and saw something more than neverending whiteness of snow. Flowers were blooming everywhere, mostly red roses which looked like stains of blood on the perfect skin of snow. Then on the throne reigned the other queen whose name was Margit. Margit was so happy and excited about spring in her kingdom that she couldn't wait for the new visitors. She imagined their full of amiration faces and smiled. The vision of queen wasn't far away from the truth but she didn't predict one thing: in few months the child was coming to this world. A girl who was Margit's worthy successor. People were going to love absolutely the new queen and forget about the old one.
Until then all the scientists, writers, magicians, ordinary people and Margit herself couldn't logically and convincingly explain this phenomenon. All of them though were praying in their hearts for it to stay forever.

Dziecko z księżyca / Moon Child.

                                          Photo by: Oleg Oprisco


To będzie historia o dziewczynce, która nie umie się odnaleźć. Widzisz ją? Stoi pośród kurzu, zabawek i małych ziemskich zgryzot. 
Czasem szuka siebie w lustrach, ale i one zdają się znajdywać różne odpowiedzi na to samo pytanie.
Urodzona w świecie, który pożera ją po kawałeczku, ma różowe włosy i lśniące na różowo źrenice.
Dziecko z księżyca, jak mówi na nią matka. 
Moja mała Rosmarine. 

***

This will be story about a girl who cannot find herself. Do you see her? She is standing among the dust, toys and little earthly worries.
Sometimes she is looking for herself in the mirrors but seems like they are finding different answers for the same question. She was born in the world which is eating her piece by piece. Her mother calls her Moon Child, maybe because of her pink hair and pink eyes.
My little Rosmarine.